Andrzeja Walewskiego - początkowo jako „szefa” - poznałem w 1988 roku, kiedy u boku Ministra Waldemara Michny (1929-2013) budował Państwową Inspekcję Ochrony Środowiska. Andrzej pomógł mi wrócić do „zawodu” po 15 latach działania w ratownictwie górskim. Zatrudnił mnie jako głównego specjalistę w makroregionalnym Oddziale PIOŚ w Krakowie, obejmującym swoim zasięgiem 10 ówczesnych województw Polski Południowej. To była „służba” całkowicie niezależna od lokalnych władz państwowych i samorządowych. Andrzej Walewski, jako Główny Inspektor Ochrony Środowiska i wiceminister OŚZNiL - o tę niezależność dbał, dzięki czemu PIOŚ odnosił widoczne sukcesy - przede wszystkim w ochronie zasobów wód i powietrza. Ponownie spotkaliśmy się u boku Ministra prof. Stefana Kozłowskiego w marcu 1992; On nadal jako Główny Inspektor Ochrony Środowiska, ja jako Główny Konserwator Przyrody. Był fantastycznym kolegą i wprowadzał mnie w tajniki funkcjonowania Ministerstwa, w tym jego „koterie”, których tam nigdy nie brakowało. Pozostał ze mną w przyjaźni kiedy zostałem odwołany (polityka!), a następnie nie bał się ponownie mnie zatrudnić w Centrali, powierzając mi na prośbę St.Żelichowskiego (wówczas „kierownika Ministerstwa”) obowiązki organizatora nowych parków narodowych (Biebrzański, Magurski i Gór Stołowych). Bardzo się tym interesował, a kiedy zostałem szefem Sejmowej Komisji Ochrony Środowiska (II kadencja) nadal bardzo często służbowo i prywatnie spotykaliśmy się. Polowaliśmy już wtedy wspólnie w cudownym towarzystwie Jacka Tomaszewskiego i Stefana Wyganowskiego, a także wielu wspaniałych kolegów, którzy z czasem stali się „założycielami” Klubu Świętego Huberta. Andrzej służył bezcennymi (raczej anonimowo) radami - kiedy tworzyliśmy jako „poselski projekt” Prawo Łowieckie, ostatecznie uchwalone 13.X.1995 roku. Pamiętam nasze ostatnie spotkania w kniei, kiedy na doroczne polowania Klubu Świętego Huberta przyjeżdżałem do Warszawy (a potem dalej) z dalekiej Bratysławy. To niestety były dla Andrzeja czasy trudne, bo Jego wspaniałe dzieło jakim była PIOŚ było rozmontowywane, a On sam musiał budować na nowo Swoją pozycję w prywatnym biznesie ochrony środowiska. Zachował jednak optymizm i pogodę ducha. Takim Go w pamięci zachowuję; jako wspaniałego przyjaciela i niezawodnego towarzysza łowów, który swoim ogromnym doświadczeniem umiał i chciał się dzielić.
Bardzo mi smutno, że odszedł do Krainy Wiecznych Łowów, to jednak nieuchronna meta nas wszystkich. Dziękuję Bogu i Tobie Andrzeju, że byłeś z nami, dając nam tyle dobrego, że trudno to policzyć. Żegnaj Przyjacielu!

Jan Komornicki

.

 

We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.